poniedziałek, 1 marca 2010

Darmo zes dostal, darmo daj.

Pierwszomarcowy poranek spedzilam w przyparafialnej swietlicy, gdzie, nie uwierzycie, uczylam dziewczyne z Afryki jezyka wloskiego. Nie zebym sie tu przechwalala swoja swietna znajomoscia tego jezyka, bo jeszcze mi do tego daleko, ale postanowilam zaangazowac sie w tego typu pomoc.
Tutejsza parafia bardzo preznie dziala w przeroznych dziedzinach, poczawszy od kursow dla obcokrakowcow poprzez kursy przedmalzenskie, przedchrzcielne itp, a skonczywszy na pomocy dla rodzin z problemami. Cala ta dzialalnosc prowadza specjalisci, ludzie wyksztalceni, ktorzy robia to w ramach wolontariatu, oczywiscie w miare mozliwosci czasowych, ale raczej regularnie.
Idea podobala mi sie juz wczesniej, ale nie mialam odwagi i nie czulam sie na silach, przede wszystkim lingwistycznych, udzielac sie :)
Teraz poznalam wiele osob, ktore poswiecaja swoj czas dla innych i zachecona wlasciwie przez nich, zaczelam od dzis :)
Wszystkie osoby uczeszczajace na kurs sa to tzw. "extracomunitari" czyli osoby spoza UE, ktore czekaja na prace i na "permesso di soggiorno" czyli pozwolenie na pobyt we Wloszech. Wiekszosc tych osob nie umie czytac i pisac we wlasnym jezyku (glownie jest to francuski).
Moja dzisiejsza uczennica umiala na szczescie, ale i tak robila ogromne bledy, nawet w imieniu swojego meza/narzeczonego.

Przypomnialam sobie moje pierwsze miesiace w tym kraju, praktycznie bez znajomosci wloskiego i ludzi, ktorzy byli moimi pierwszymi nauczycielami :)
Generalnie spedzilam bardzo mile 2 godziny i obiecalam przyjsc we czwartek.

U nas juz pomalu widac wiosne i nie moge sie doczekac, kiedy wreszcie bede mogla schowac zimowa kurtke!

Ze spraw slubnych:
- mamy juz pomysl na bomboniere, wiec zostaje tylko zakupic,
- mamy rowniez idee na kwieciarnie i kwiaty do kosciola,
- zaproszenia zrobione i nawet czesc juz rozeslana,
- slubne buty kupie chyba w PL, bo tu te, ktore widzialam sa albo brzydkie, albo za wysokie obcasy, albo po prostu za drogie (150-250€ to wg mnie duzo).
Byle do lata :)

1 komentarz:

Nataiko pisze...

Jak przeczytałam o działalności tej parafii, od razu przypomniało mi się jak Mira (żona mojego szefa z Cesuny)opowiadała, że ona uczyła się włoskiego w podobny sposób,na lekcje chodziła do pobliskiego klasztoru, gdzie zarówno języka jak i dialektu veneto nauczyła ją pewna siostra zakonna:) Moim zdaniem to jest świetne! Super, że też się tam udzielasz:)