czwartek, 24 listopada 2011

Zupa z soczewicy

Ostatnio zaczelam szukac potraw, ktore pomoga mi wyjsc z anemii, oprocz przyjmowania zelaza oczywiscie w formie pastylek. I tak zrobilam zupe soczewicowa, ktora jest bogata w witaminy z grupy B, potas i fosfor.
Moze z wygladu nie jest bardzo zachecajaca z powodu brazowego koloru i gestosci, ale kto lubi soczewice, mysle, ze polubi tez ta zupe.
Jak sie ja robi...
Zgnieciony zabek czosnku z pocieta w talarki lub kostke marchewka podsmaza sie na oliwie. Do tego dodaje sie szklanke soczewicy wczesniej wyplukanej. Podsmaza sie jeszcze chwilke i dolewa bulion (1 litr), moze byc z kostki rosolowej. To wszystko nalezy doprowadzic do wrzatku i gotowac, az soczewica zmieknie. Pozniej dodac przecier pomidorowy (ja dodalam ok pol szklanki), posolic, podgotowac jeszcze chwilke i gotowe.
Juz na talerzu mozna przyozdobic zielona pietruszka. Smacznego!

wtorek, 22 listopada 2011

Ciagle czekam na cos

Nie wiem czy tylko ja to mam czy wszyscy ciagle na cos czekaja? Nie mowie o czekaniu na autobus czy na zupe, ktora sie wlasnie gotuje, ale o takim bardziej oczekiwaniu dlugotrwalym.
Przypominam sobie pewien okres mojego zycia, kiedy to uczucie czekania bylo mi calkiem obce. Nie mialam jakichs szczegolnych planow czy celow na ktorych moglabym sie skupic i tym samym czekac na cos.
Tymczasem wczoraj zdalam sobie sprawe, ze odkad mieszkam we Wloszech, ciagle musze na cos czekac, czy mi sie to podoba czy nie. I tak czekalam na to, kiedy wreszcie dostatecznie przyswoje jezyk, aby sie swobodnie porozumiewac, na dokumenty, na prace, na slub, na wyniki badan, na operacje, na wyjscie z anemii, na dom, na dziecko, na zagojenie sie dziur w brzuchu, na rodzine czy przyjaciol, ktorzy mnie odwiedza i na cale mnostwo innych rzeczy, ktorych bym sobie zyczyla. I mimo, ze ide do przodu i realizuje te mniejsze lub wieksze marzenia, ciagle i tak czekam:)

niedziela, 20 listopada 2011

Juz po wszystkim

W sobote wrocilam po zabiegu do domu i pomimo, ze szpital byl naprawde swietny, lekarze znakomici, pielegniarki ludzkie to jednak nie chcialabym juz tam wrocic. Z dnia na dzien czuje sie lepiej, choc jak mam zmieniac opatrunki na moich czterech dziurach na brzuchu robie sie zielona. Poza tym dobrze, ze to nie lato, bo wygladam jak narkoman z tymi poklutymi rekami, pelnymi sincow.
Teraz siedze w domu i pomimo szczerych checi usystematyzowania choc troche naszego mieszkania nie jestem w stanie. Najglupsza czynnosc mnie wyczerpuje i musze odpoczywac. Ale co ma wisiec nie utonie :)

czwartek, 10 listopada 2011

Od jednego do drugiego...

Od jakiegos czasu, mniej wiecej od 3 miesiecy ciagle chodze do jakiegos lekarza, robie badania i wiecznie nie dosc tym krwiopijcom mojej krwi, ktora tak ciezko mi jest pobrac przez cienkie zylki. Do tego stopnia cienkie, ze stosuja mi igly dziecece. W kazdym razie wracajac do tematu to cale to moje chodzenie po lekarzach w przyszly czwartek ma final w szpitalu, w ktorym to metoda laparoskopowa zostanie mi wyssana cysta. Na poczatku troche sie balam tego wszystkiego, ale potem przyzwyczailam sie do mysli i teraz nie moge sie doczekac, kiedy juz bede miala to z glowy. Pozytyw z tego wszystkiego jest taki, ze oprocz znalezionej anemii, na ktora juz przyjmuje zelazo i tej nieszczesnej cysty nie mam zadnych innych ciekawostek.
W przyszly czwartek rano trzymajcie wiec kciuki!!