poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Powroty

Mowi sie, ze "Wszedzie dobrze, ale w domu najlepiej" i jest to szczera prawda, pod warunkiem, ze sie ma jeden. Ja to praktycznie nie mam ani jednego, ale teoretycznie ten rodzinny jest "moj" i czuje sie tam zawsze dobrze, jak u siebie, mimo, ze nie mieszkam tam juz 14 lat. Sa tam moje rzeczy (coraz mniej, ale jednak) i uwielbiam wracac do rodzinnego domu. Natomiast ten "moj" dom tutaj- nowy, mimo, ze nie jest moja wlasnoscia to jest "moj". Sama o nim decyduje (no troche pozwalam Danielowi, w koncu on za te moje zachcianki placi, w wiekszosci) i w nim znalazlam "swoje miejsce".

Nasz powrot do domu z Polski tym razem byl pechowy. Wyjechalismy z Debicy samochodem o 11.30, samolot mielismy z Katowic o 17.15. Korki byly takie okrutne cala droge, kierowca nie znal objazdow, ze spoznilismy sie na samolot. Daniel wpadl w panike, bo musial byc w pracy na nastepny dzien, a w Boloni na parkingu zostawilismy samochod:( Ja jednak zachowalam resztki rozsadku, zaczelam szukac i w koncu znalezlismy lot do Boloni z przesiadka. Za cene tego biletu spokojnie moglabym poleciec do Nowego Jorku. Ja zrezygnowalam, w koncu nie musialam isc do pracy i stwierdzilam, ze dolece jak znajde lot w rozsadnej cenie. To nie byl koniec pecha, w drodze powrotnej zorientowalam sie, ze nie dalam mu kluczy do domu! Zadzwonilam do jego rodzicow i kazalam im zadzwonic do niego ok polnocy, bo on musi isc spac do nich. Mama Daniela ze zmartwienia zapalila nowa swieczke i tak ja niefortunnie postawila, ze wypalila dziure w szafce wiszacej nad nia!! Dobrze, ze nie spalila domu, a tata Daniela czekal na niego i poczul swad. Natomiast moj ukochany dotarl do parkingu, odebral samochod i zaczal jechac do domu, a tu co??- zamknieta autostrada do Padwy z powodu robot drogowych! Wkurzony na maxa musial przejechac przez Bolonie, co mu zajelo duzo wiecej czasu. Wyczerpany tym wszystkim dotarl do domu po 3 w nocy.
Ja wrocilam do domu na szczescie szczesliwie i tak jeszcze na koniec stlokl sie wazon. Jakim cudem nikt nie wie, ale mam nadzieje, ze na szczescie.


Cala rodzina (ta stara i ta nowa) sie bardzo przejmowala. Dzieki wszystkim za pomoc wszelkiego rodzaju!! Jestescie kochani!! Buziak!

5 komentarzy:

gepi pisze...

Grunt ze wszystko dobrze sie skonczylo:)) a kasa?to tylko rzecz materialna-zawsze mozna ja odrobic :))

Lamparcik pisze...

Wlasnie :) dobrze, ze dotarlismy w jednym kawalku:) znaczy dwoch:ja jeden i on jeden:)

Blondynkaa pisze...

Dom jest tam gdzie czujemy sie najlepiej...tworzą go ludzie nie sciany i przedmioty;) pozdrawiam słonecznie

Gram pisze...

Na drugi raz prosze olac Bolonie i wsiadac do Nowego Jorku jak za te same pieniadze :)

Lamparcik pisze...

Hi hi, gdyby to ode mnie zalezalo juz bym siedziala w samolocie do NY :)